Wczoraj był właściwie 13 dzień mojej diety, gdyż pierwszy okazał się niewypałem he he. Ale nawet nieźle sobie teraz radzę. Wciąż piję kawę, ale już w mniejszych ilościach, po prostu nie czuję potrzeby jej spożywania. Tak, że czasami rano piję herbatkę z chubiskusa i imbiru, jem tradycyjnie jabłko, potem kawa, potem surówka: podstawa to pomidor, ogórek i cebula i w zależności od natchnienia: różne rodzaje sałaty, papryka, rzodkiewka, por. Na obiad zawsze coś ciepłego: różne rodzaje zup, leczo, lub bigosik. Kolacja to obowiązkowo pieczone jabłka z cynamonem - pychota. W międzyczasie sok jabłkowy i dużo ciepłej wody do popijania.
Od kilku dni mam ustalony ten schemat i czuję się z tym bardziej spokojnie i bezpiecznie. Nie mam takiej szarpaniny jak w pierwszym tygodniu, kiedy to bez przerwy sięgałam po coś do zjedzenia i generalnie odczuwałam w związku z tym totalne zamieszanie. Ciągła myśl o jedzeniu przeszkadzała mi normalnie funkcjonować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz