Loading
poznaj samego siebie i zacznij żyć pełnią życia

środa, 18 listopada 2009

Cała prawda o tabletkach na odchudzanie

Jedne hamują apetyt, inne przyśpieszają spalanie tłuszczów albo przemianę materii. Kupujesz je, żeby zrzucić zbędne kilogramy. Często jednak nie spełniają twoich oczekiwań. Jak działają te specyfiki. Które są skuteczne i bezpieczne, a które mogą szkodzić?

Środki wspomagające odchudzanie, a nie jak powszechnie je nazywamy – odchudzające, zawierają roślinne lub inne naturalne substancje, które biorą udział w przemianie materii. Jedne uczestniczą w rozkładaniu tłuszczów, inne cukrów, jeszcze inne zarządzają gospodarką wodną lub przyśpieszają trawienie. Dzięki nim dostarczone organizmowi składniki odżywcze zostają zamienione w energię.

Większość tych substancji znajduje się w produktach spożywczych, niektóre organizm sam wytwarza.
Działanie substancji biologicznie aktywnych wykorzystuje się w produkcji suplementów diety, które mają pomóc odzyskać szczupłą sylwetkę. Chętnie je łykamy, licząc na to, że dzięki nim bezboleśnie pozbędziemy się uciążliwego balastu.

Niestety, naukowcom nie udało się jeszcze wynaleźć leku, który by odchudzał. Dostępne w sprzedaży specyfiki nie mają cudownych mocy, jakie im się przypisuje. Owszem, czasem udaje się zgubić 1–2 kg, gdy np. zażyjemy preparat odwadniający lub przyśpieszający trawienie, ale z chwilą, kiedy przestaniemy łykać tabletki, waga powraca.

Specjaliści biją na alarm: nie tędy droga! Odchudzanie nie polega na pozbyciu się z organizmu wody ani przyśpieszaniu trawienia, tylko na zużyciu przez organizm zgromadzonych zapasów! Aby to osiągnąć, nie wystarczą suplementy. Potrzebna jest też odpowiednia dieta i ruch. Zwróćmy uwagę, że na każdym środku „na odchudzanie” jest informacja: zażywając preparat, trzeba równocześnie przestrzegać diety niskokalorycznej i zwiększyć wysiłek fizyczny.

Zatem rodzi się pytanie: czemu mają służyć rozmaite preparaty, od których aż roi się na rynku? Odpowiedź jest prosta: one mają nam tylko odchudzanie ułatwić.

Sprawdź, co łykasz

Często pod hasłem „leku wspomagającego odchudzanie” sprzedawane są też specyfiki, które nie powinny się tak nazywać. Jak to możliwe? Zgodnie z prawem Unii Europejskiej odpowiedzialność za jakość suplementu diety, treść informacji podanych na opakowaniu i jego reklamę spoczywa na producencie. Efekt jest taki, że nie wszystkie z dostępnych środków odchudzających mają udowodnioną i potwierdzoną skuteczność. Część działa jedynie na zasadzie placebo. Pewne substancje biologicznie aktywne, wchodząc w interakcje, mogą pozbawić organizm cennych składników odżywczych, prowadząc do zachwiania gospodarki wodno-elektrolitowej, a nawet chorób.

Dlatego musimy sami uważać, co kupujemy. Pomoże nam w tym wiedza na temat substancji biologicznie aktywnych wchodzących w skład najpopularniejszych preparatów wspomagających odchudzanie. Zanim wybierzemy dla siebie najlepszy, przyjrzyjmy się tabletkom z bliska.

Autor: poradnikzdrowie.pl
Źródło: www.poradnikzdrowie.pl

Dieta ABS: jasne zasady

Wszyscy faceci, którzy decydują się zawalczyć o szczupłą, wysportowaną sylwetkę, zaczynają od fundamentalnego pytania: Co mam jeść? To dobre pytanie. Większość diet mówi, z jakiego jedzenia masz zrezygnować. Natomiast z diety ABS dowiesz się przede wszystkim, co powinieneś jeść.

Jeśli zależy Ci na tym, aby wkrótce odkryć, że masz zupełnie nowe ciało, musisz mieć duży wybór produktów i wolność decydowania, co zjesz, aby nie być głodnym.

WSKAZÓWKA 1: jedz 6 posiłków w ciągu dnia

Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do twierdzenia "Jedz mniej, jeśli chcesz schudnąć", że stało się ono jedną z głównych dietetycznych doktryn. Natomiast filozofia odchudzania, którą chcę Ci przedstawić, jest oparta na bilansie energetycznym.

Badacze z Georgia State University opracowali technikę mierzenia godzinowego bilansu energetycznego. Inaczej mówiąc, ustalili, jak dużo kalorii spalamy w ciągu godziny i porównali ten wynik z liczbą kalorii, które w tym samym czasie pochłaniamy. Odkryli w ten sposób, że jeśli w ciągu 60 minut nadwyżka dostarczanych lub deficyt spalanych kalorii utrzyma się w granicach 300-500 kcal, masz największe szanse, aby pozbyć się nadmiaru tłuszczu i zyskać czystą masę mięśniową. Ludzie z największymi zaburzeniami bilansu energetycznego (czyli ci, u których nadwyżka lub deficyt kalorii przekracza poziom 500 kcal) są więc najgrubsi, a ci z poprawnym bilansem - najszczuplejsi.

To oznacza, że jeśli jesz tylko trzy razy dziennie, doprowadzasz do dużej dysproporcji między liczbą przyjmowanych i zużywanych kalorii w ciągu godziny. Taki sposób odżywiania się jest znakomity - pod warunkiem, że chcesz wyglądać jak Elvis Presley u schyłku kariery. Jeśli jednak chcesz być szczuplejszy, musisz jeść częściej. Jedz obfitsze posiłki na zmianę z przekąskami (informacje o nich znajdziesz w dalszej części tekstu), a Twój żołądek nigdy nie będzie pusty, co zredukuje prawdopodobieństwo rujnującego każdą dietę niepohamowanego obżerania się.

WSKAZÓWKA 2: pij koktajle

Mikser (blender) może być wspaniałą bronią w walce z nadwagą. Zmiksowane na aksamitną masę chude mleko, niskotłuszczowy jogurt, białko serwatkowe, lód, owoce i inne smaczne rzeczy mogą z powodzeniem zastąpić normalny posiłek i stać się pożywną przekąską. Atutami koktajli są: szybkość przygotowania, owoce, które zaspokoją Twój głód słodyczy, i gęstość, dzięki której porządnie wypełniają żołądek.

Badania przeprowadzone na University of Tennessee potwierdzają, że mężczyźni, którzy zjadają trzy jogurty dziennie, w ciągu 12 tygodni tracą o 61% więcej podskórnego tłuszczu i o 81% więcej tłuszczu brzusznego niż ci, którzy ich nie włączają do diety. Naukowcy przypuszczają, że obecny w nich wapń pomaga spalać tłuszcz i ograniczać produkowanie go przez organizm. Pij więc 250 ml koktajlu na śniadanie, zamiast obiadu albo jako przekąskę przed lub po powrocie z siłowni.

WSKAZÓWKA 3: dowiedz się, co musisz, a czego nie wolno Ci pić

Alkohol potrafi na wiele sposobów wpędzić człowieka w kłopoty. Sprawia on, że nie czujesz się najedzony i wciąż masz ochotę coś wrzucić do ust. Powoduje też, że Twoje ciało spala o 36% mniej tłuszczu i gromadzi w tkance tłuszczowej większość tego, co zjadasz. Może też hamować produkcję testosteronu i hormonu wzrostu, które pomagają budować mięśnie.

Nie musisz całkowicie rezygnować z alkoholu i wznosić każdy toast wodą. Pamiętaj jednak, że wypijanie 8 szklanek H2O dziennie przynosi wiele korzyści. Pomoże Ci czuć się sytym - często to, co uważamy za głód, jest po prostu pragnieniem. Woda wypłukuje zbędne produkty przemiany materii i transportuje do mięśni składniki odżywcze, podtrzymując proces metabolizmu. Inne dobre napoje to odtłuszczone mleko i zielona herbata.

WSKAZÓWKA 4: 12 grup produktów diety ABS

Twórcy diety ABS zachęcają do jedzenia produktów, które można podzielić na 12 grup (w amerykańskiej wersji diety ochrzczono je mianem "ABS Diet Power 12"). Wszystkie one zaspokoją całkowicie Twoje potrzeby. Co najważniejsze, skład tych grup opracowałem w taki sposób, aby możliwe było tworzenie z nich tysięcy kombinacji posiłków. Im więcej tych produktów będziesz jadł, tym łatwiej Twojemu ciału będzie pozbywać się tłuszczu i budować mięśnie. Kieruj się następującymi zasadami:
do śniadań, obiadów i kolacji włączaj produkty z co najmniej dwóch grup i przynajmniej z jednej z nich do pozostałych trzech posiłków;
dbaj o różnorodność produktów, z których robisz posiłki, by każdy z nich dostarczał Ci odpowiedniej kombinacji białek, węglowodanów i tłuszczów;
staraj się, aby w każdej przekąsce znalazło się trochę białka.

WSKAZÓWKA 5: przestań liczyć kalorie

Mimo że spalanie kalorii ma pierwszorzędne znaczenie dla spadku wagi, ich liczenie sprawia, że tracisz cel i motywację. W przypadku diety ABS, nie musisz liczyć kaloryczności zjadanych potraw, aby zachować albo poprawić swoje zdrowie i jednocześnie nie być wiecznie głodnym. Poza tym, produkty, które wybrałem do tej diety, przypominają odźwiernego w dobrym klubie nocnym: nie pozwalają, aby jakiekolwiek niepożądane elementy dostały się do środka.

WSKAZÓWKA 6: raz w tygodniu możesz zjeść wszystko, na co masz ochotę

Jestem przeciwny oszukiwaniu współmałżonka, pracodawcy i urzędu podatkowego. Ale zdecydowanie popieram oszukiwanie diety. Raz w tygodniu nałóż na swój talerz wszystko, na co masz ochotę, i zapomnij o wyrzutach, że nie są to dobre białka, tłuszcze i węglowodany. Sięgnij po to, za czym najbardziej tęsknisz: po pizzę z salami, golonkę z piwem, paczkę czekoladek albo kiełbaski z grilla. Pomyśl o tym oszustwie jak o marchewce w nagrodę za cały tydzień zdrowego jedzenia. Rozkoszuj się obżarstwem, ale proszę o jedno: niech to będzie naprawdę tylko ten jeden posiłek w tygodniu.

David Zinczenko, redaktor naczelny amerykańskiego wydania Men's Health

Artykuł pochodzi se strony: http://www.menshealth.pl/dieta/Dieta-ABS-jasne-zasady-2570-2.html

poniedziałek, 13 lipca 2009

Hiperhipnoza

Odżywianie się jest procesem fizjologicznym, którego regulowanie powinno następować zgodnie z sygnałami głodu i sytości. Wiele osób natomiast, zwłaszcza na dietach, kieruje się czynnikami nie fizjologicznymi (odczucia z ciała) a poznawczymi (tj. wyliczenia kaloryczne, pora dnia, jakość jedzenia i inne). Aby odchudzanie odniosło skutek, człowiek zmuszony jest ignorować wewnętrzne sygnały świadczące o głodzie. W miarę upływu czasu bodźce poznawcze zyskują większe znaczenie niż sygnały fizjologiczne, a sposób odżywiania osób na diecie staje się szczególnie podatny na wpływy zewnętrzne. Z tego też powodu do złamania diety dochodzi najczęściej wówczas, gdy pojawiają się bodźce związane z jedzeniem (jego widok lub zapach). Wiele osób ma problemy z regulowaniem przyjmowania pokarmów, kiedy jedzenia jest dużo (np. stół szwedzki), gdy jedzenie jest otwarcie ofiarowane (na przyjęciu), a szczególnie wówczas, gdy jest ono podawane w małych porcjach (np. kanapki). Ryzyko objadania się rośnie, gdy bodźce zewnętrzne są szczególnie pociągające.

To też z powodzeniem wykorzystuje przemysł spożywczy manipulując naszym stanem głodu. Miejscem, w którym ewidentnie poddawani jesteśmy owym praktykom są oczywiście hipermarkety. Jesteśmy w nich np. częstowani bezpłatnymi próbkami żywności. Ludzie często ustawiają się w kolejce, by zjeść kawałeczek sera, plasterek kiełbasy czy też wypić naparstek zupy. Założenie jest takie, że po zjedzeniu próbki (działającej jak zachęcająca przekąska) człowiek będzie chciał kupić większą ilość próbowanego produktu. Zdecydowanie sprawdza się to w przypadku osób odchudzających się, u których poczestunek ten uruchamia lawinę nieplanowanych zakupów. Większość z nich stanowią produkty żywnościowe, które w sklepie były ułożone tuż przy wyjściu albo w miejscach przeznaczonych na promocje. To tym bardziej dowodzi, że kupujący działali pod wpływem nagłych impulsów wywołanych bodźcami zewnętrznymi.

Klienci walczący z nadwagą kupują mniej jedzenia, jeśli przychodzą do sklepu głodni, niż wówczas kiedy przychodzą najedzeni; osoby o prawidłowej wadze postępują odwrotnie. Dla odchudzających się uczucie głodu stanowi paradoksalną pociechę, ponieważ jest dla nich sygnałem, że udaje się im skutecznie unikać kalorii. Jeśli jednak hamulce dotyczące jedzenia zostaną poluzowane, ustępują też zahamowania dotyczące zakupów.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że interesy koncernów spożywczych i przemysłu odchudzającego nieprzypadkowo zbiegły się w jednym punkcie, który okazał się piętą achillesową wielu ludzi - utrata kontroli nad jedzeniem. Jest to moment gwarantujący prosperitę zarówno przedstawicielom jednych, jak i drugich. Należy się spodziewać, że zrobią oni wszystko, żeby stan ten w człowieku podtrzymać. Stąd, być może, lansowanie szczupłych, wręcz wychudzonych sylwetek, mających wyznaczać kryteria urody.

Badania rzeczywiście dowodzą, że osoby przewlekle odchudzające się mają najczęściej zupełnie błędne przekonania co do idealnego kształtu czy masy ciała. O ile łatwo zrozumieć, dlaczego osoba z dużą nadwagą bardzo chce schudnąć, o tyle trudno pojąć potrzebę zrzucania wagi u osób o prawidłowej masie ciała lub takich, u których już występuje niedobór wagi. Wykazano, że cztery kobiety na pięć chciałyby schudnąć co najmniej o 5 kilogramów. Kobiety uważają za właściwe rozmiary ciała znacznie mniejsze od swoich, a także od tych, które ich zdaniem są preferowane przez przeciętnego mężczyznę. Istnieje więc konflikt pomiędzy tym, jakie kształty ciała większość ludzi posiada od urodzenia, a tym jakie chciałaby mieć.

Autorem artykułu jest Karolina Hajek
żródło: http://www.atrakcyjna.com/forum/viewtopic.php?t=1189

Eksplozja kalorycznej bomby

Kluczem do intensywnego, odhamowanego objadania się jest subiektywne przekonanie o złamaniu diety. Jest to tzw. efekt "a co tam, u diabła!". Pojawia się najczęściej, gdy osoba na ciągłej diecie nie powstrzyma się przed zjedzeniem "zakazanej", według niej, potrawy. Rzeczywista wartość kaloryczna tego, co zjadła nie ma większego znaczenia. Wewnętrzne przekonanie o złamaniu diety jest czynnikiem decydującym o uruchomieniu mechanizmu spustowego. Pochłaniają wówczas niewyobrażalne ilości pożywienia, przy czym wybierają zazwyczaj potrawy "tuczące" lub "zakazane".
- Potrafiłam zjeść niesamowite ilości, wydawało mi się, że nie mam w sobie dna - relacjonuje Małgosia od lat zmagająca się z problemem kontrolowania jedzenia. - Nie rozumiałam, dlaczego inni ludzie potrafią zjeść trochę i przestać, a ja zawsze mam ochotę na więcej. Zdarzało się, że jadłam u kogoś i nie potrafiłam się powstrzymać przed dokładaniem sobie, chociaż wiedziałam, że powinnam zostawić też coś dla innych. Bardzo się wtedy wstydziłam, ale przymus jedzenia był silniejszy.

Przyczyną przedłużającego się jedzenia jest upośledzenie mechanizmu osiągania sytości - organizm nie wysyła sygnału, że jest najedzony, który u osób zdrowych powoduje przerwanie przyjmowania pokarmu. Osoby odchudzające muszą ignorować sygnały głodu, rozwija się więc u nich niewrażliwość na wszystkie inne sygnały wewnętrzne. Normalnie, ludzie w miarę jedzenia uważają pokarm za coraz mniej smaczny. Natomiast kompulsywni żarłocy nawet po zjedzeniu dużej ilości pokarmu nadal oceniają jego smak jako dobry.

Autorem artykułu jest Karolina Hajek
żródło: http://www.atrakcyjna.com/forum/viewtopic.php?t=1189

Przekonania a szczupła sylwetka

Moje przekonania odnośnie możliwości schudnięcia:


Muszę ćwiczyć lub biegać by schudnąć

Muszę wykonywać jakąś formę ruchu by schudnąć.

Nie mogę jeść słodyczy jeśli chcę schudnąć.

Tyję, bo moja przemiana materii jest bardzo wolna.

Tyję, bo mam problem z układem hormonalnym.


Nowe przekonania:


Wszystko, co jem przyczynia się do mojego zdrowia i bycia szczupłą.

Moje ciało automatycznie i skutecznie przetwarza wszystkie pokarmy, które jem aby utrzymać moją idealną wagę 57 kg.

Niezależnie od tego co jem, mam zgrabną i smukłą sylwetkę.

Moja przemiana materii jest bardzo szybka

Już teraz Ja Basia jestem pełna nowych, wspaniałych pomysłów na dostarczenie ciału najzdrowszych i najlepszych składników potrzebnych do jego odżywienia i bycia zdrowym.


Kiedy pierwszy raz pomyślałam, ze warto zmienić moje przekonania na temat szczupłości, czy jezdnia natychmiast odczułam wewnętrzny niepokój. To tak, jakby posiadanie tych przekonań chroniło mnie przed czymś strasznym. Odczułam bardzo silny opór przeciwko zmianie tych przekonań. To tak jakbym dokonywała na sobie jakiejś operacji i pozbywała się części mnie bardzo ważnej części mnie. Części, która ma mnie chronić przed czym strasznym i nieznanym. Tak naprawdę chodziło też o to, że nie wiedziałam co mnie spotka, gdy usunę te przekonania. Zapytałam więc siebie, co może się stać najstraszniejszego, najgorszego gdy usunę te przekonania. Odpowiedź jaką otrzymałam brzmiała: Nie będę wiedziała jak żyć. I nowe przekonania mogą doprowadzić do tego, że jeszcze bardziej będę tyła. Wolałam nic nie zmieniać, bo miałam ogromny strach, że zmiana spowoduje pogorszenie. Będę bardzo grubą osobą. Tak przy okazji okazało się, że odkryłam moje inne ukryte przekonanie:

Zmiana powoduje pogorszenie.

Nie pozostawało mi nic innego jak najpierw zmienić to przekonanie. Bo tak naprawdę mijało się ono z prawdą. Mijało się z rzeczywistością. O tym w jaki sposób zmieniłam swoje przekonania napiszę w kolejnym poście.

czwartek, 9 lipca 2009

Kilka przemyśleń na temat diety warzywno – owocowej

W pierwszym dniu tej diety czułam się tak dziwnie, bo było to coś nowego dla mnie. Nie byłam pewna jak zareaguje moja psychika i mój organizm na te dietę. Prawdę mówiąc bałam się bólów głowy i wielkiego osłabienia. Wyobrażałam sobie, że prawdopodobnie to może mi się zdarzyć. Po raz kolejny przekonałam się, ze strach ma wielkie oczy, bo jak możesz przeczytać na moich postach czułam czasami tylko lekkie osłabienie.

Moja determinacja na początku tej diety była wielka. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, zrobić coś fizycznego, by w miarę szybko otrzymać rezultaty w postaci odchudzonego ciała. Wybrałam dietę warzywno-owocową, bo oprócz odchudzania przynosi ona efekty zdrowotne. Dla mnie było to pozbycie się wielkiej ilości małych pieprzyków na rękach. Egzystencja tych pieprzyków świadczy o zakwaszeniu organizmu. Po diecie moje ręce pojaśniały – pozbyłam się więc jakiejś ilości toksyn z ciała :). Dodatkowo moje włosy przestały się przetłuszczać tak intensywnie jak wcześniej (musiałam je myć niemal codziennie). W pierwszym tygodniu po zakończeniu diety mogłam ich nie myć nawet po pięciu dniach. Obecnie przetłuszczenie widać po trzech dniach od ich umycia.

Wiem, że podjęcie decyzji o rozpoczęciu tej diety było bardzo dobrym pomysłem. Schudłam 5kg. Dzięki temu poczułam się ładniejsza, silniejsza i bardziej pociągająca. To zmotywowało mnie do utrzymania szczupłej sylwetki za wszelką cenę.

sobota, 4 lipca 2009

Miesiąc po zakończeniu diety

Witaj. Myślę, że moje ciało nauczyło się tego, że moja optymalna waga to 74 kg i wszelkimi siłami pragnie nadrobić te kilogramy, które udało mi się zrzucić podczas diety. Moja obecna waga waha się pomiędzy 68.80 a 69.70. Ważę się codziennie i widzę co się dzieje jeżeli dzień wcześniej zjem bardziej obfity posiłek. Od razu waga skacze do góry. Ostatnio moja waga podskoczyła o cały kilogram po spożyciu pieczonych nóżek z kurczaka i pieczonej wieprzowiny. Udało mi się ją zmniejszyć po zastosowaniu jednodniowej diety warzywno owocowej. Czyli w moim przypadku nie wystarczyło schudnąć. Ciało bowiem w niemal błyskawicznym tempie chce wrócić do poprzedniej wagi. Do grubszej mnie.

Co planuję w tej sytuacji? Moim zadaniem jest pokazać ciału (podświadomości), że optymalna waga dla mnie to np.57 kg. Widzę, że jeżeli jadłabym normalnie tzn. tak jak przed dietą, to przytyję. Wydawało mi się, ze nie jem dużo i prawdopodobnie to prawda. Może jakiś jeden ze składników mojej poprzedniej diety powodował, że waga wciąż rosła? Tylko który?

Będę prowadziła eksperyment. Zacznę eliminować z diety na okres kilku dni niektóre produkty i sprawdzę, co się będzie działo z moim ciałem. Od jutra rezygnuję z chleba i z masła na kilka dni. Może to być ciężkie dla mnie, bo dotychczas chleb był moim ulubionym pokarmem. Ale przez trzy tygodnie diety nie jadłam go i teraz nie czuję już takiego przymusu zjedzenia tego pokarmu. Więc prawdopodobnie nie będę miała z tym większego problemu.

Zastosuję taki schemat:

Będę jadła kilka posiłków dziennie, tak, by być nasycona – prawdopodobnie 5
Będę jadła na śniadanie jabłko, na drugie śniadanie jakąś surówkę (moja ulubiona to: pomidor, ogórek, rzodkiewka, szczypior + sól i pieprz oczywiście) w dużych ilościach. Potem obiad: może jakaś zupa lub drugie danie w stylu spaghetti, leczo, ziemniaki + jakiś mięsko + warzywka. Na kolacje jeszcze nie mam pomysłu, zobaczę na co będę miała ochotę na bieżąco. Do pogryzania w ciągu dnia (szczególnie w pracy) – jabłka i marchewka młoda, migdały, orzechy...

Jeden raz w tygodniu cały dzień dieta warzywno owocowa.
Jeżeli będę miało ochotę na coś słodkiego, czy alkohol to nie pogardzę tym. Zjem, ale w małych ilościach (z wyjątkiem dnia warzywno -owocowego)

Wszystko to zastosuję gdyż nie tylko chcę utrzymać obecną wagę. Pragnę ją zmniejszyć do tych 57 kg. Dlatego zacznę teraz bardziej intensywnie pracować z moją psychiką. Na początek codziennie będę stosowała medytację: Moja idealna sylwetka. Możesz ją znaleźć na stronie: http://barbarajanina.wrzuta.pl/audio/9lziZvMxCl1/

Nagram sobie ją na mój telefon komórkowy i w drodze to pracy będę ją odsłuchiwała i w wyobraźni stosowała wszystkie sugestie w niej zawarte.

czwartek, 11 czerwca 2009

Dzień 5 po diecie warzywno - owocowej

Uwielbiam chleb żytni na zakwasie z masełkiem! Zajadam go całe tony! No nie, żartowałam z tymi gabarytami. Na śniadanie serwuję sobie trzy cienkie plasterki tego chlebka i jak zwykle moją ulubioną surówkę z pomidorem, ogórkiem, sałatą i cebulą. I czuję się tym naprawdę najedzona. Popijam zwykle herbatą z łyżeczką cukru. Potem czasami jadam jabłko (po jakiejś godzinie). W ciągu dnia jak zwykle nie mogę się obyć bez kawy (rozpuszczalnej i słabej – lubię pić bez cukru i śmietanki), a nawet kilku kaw. Piję tez zwykłą herbatę z łyżeczką cukru i wodę niegazowaną. Na obiad jadam różnie. Ponieważ jestem na wakacjach bardzo często mam zaproszenie do rodziny i znajomych na obiad i wtedy nie wybrzydzam. Po prostu jem co mi podadzą :) Ale odkryłam wczoraj, ze moje ciało nie lubi pieczonej wieprzowiny. Ze smakiem i to wielkim pozwoliłam sobie na kawałek z dodatkiem sosu pieczeniowego do młodych ziemniaczków i potem cały dzień odbijało mi się tym sosem. Teraz wiem, ze mimo tego, że to smaczne zrezygnuję z tego rodzaju pożywienia.

A moja waga? Niestety w Polsce mam zwykłą wagę, nie elektroniczną. Jak się zważyłam pierwszy raz na niej, to waga wskazywała 66 kg. Po kilku dniach czasami pokazuje 64 a czasami 67 kg. Czyli nie ma mowy o precyzji. Dopiero kiedy wrócę do Anglii i się zważę będę miała jasny obraz sytuacji.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Dzień 2 po skończeniu diety warzywno owocowej

No tak ta komunia. Rano bardzo uważałam ze śniadaniem. Zaserwowałam sobie 3 cieniutkie kromki chleba razowego na zakwasie, posmarowane masłem i surówkę z pomidora, ogórka kiszonego i cebuli. I wreszcie poczułam się normalnie najedzona. Na komunię wzięłam ze sobą jabłko, w razie, gdybym zasłabła. Ale nic takiego się nie zdarzyło. Obiad był o 12.30. Zjadłam kilka łyżek rosołu ze śladową ilością makaronu. Zbadałam reakcję organizmu. Wszystko było ok. Na drugie danie wzięłam sobie roladę z mięsa i warzyw – wszystko gotowane na parze, 2 małe gotowane ziemniaki oraz dwa rodzaje surówek. Pychota- no i wybór dań jak po mojej diecie!

Potem napiłam się kawy i pozwoliłam sobie na dwa kawałki ciasta: sernik i orzechowe. Pychota!
Na kolację miałam do wyboru dwa rodzaje surówek – pomidor, sałata, ogórek kiszony kukurydza, feta lub podobną, ale z dodatkiem fasoli. Oczywiście wypróbowałam obie (przy czym niekoniecznie bardzo małe ilości), potem zjadłam 4 plasterki wędliny i znowu nie mogłam się powstrzymać przed skosztowaniem kolejnych dwóch kawałków ciasta. Ale pomyślałam co tam, w końcu komunia i takie dobre ciasta nie zdarzają się na co dzień, a gdy wrócę do Anglii z pewnością nie będę miała możliwości jedzenia tak dobrych wypieków.

Starałam się nie jeść zbyt dużych porcji (no, oprócz tych surówek) i cały czas zwracałam uwagę na reakcje mojego ciała. Ale wszystko było w porządku. Mam wrażenie, że ciało przypomniało sobie o starej diecie :) i radziło sobie całkiem dobrze z trawieniem.

Ciekawa jestem czy po tym dniu moja waga się utrzyma. Mam nadzieję, że tak :). Najbardziej niepokoją mnie te spozyte ciasta.

A wieczorem oglądałam coś niesamowitego. We Wrocławiu wybudowano fontannę multimedialną i wczoraj miałam okazję być na pokazie. Wrażeń nie da się opisać, trzeba to zobaczyć.

sobota, 6 czerwca 2009

Dzień 1 po diecie

Radzę bardzo uważać z jedzeniem po zakończeniu diety. Ja marzyłam wcześniej o bułce i o jajkach. Zjadłam ją i trzy jajka na miękko. Rezultat? Zatrucie organizmu. Teraz po zażyciu kropli żołądkowych czuję się lepiej. Nie powiem, żeby to było przyjemne doświadczenie. Musze bardzo dokładnie zastanowić się co nowego i w jakiej kolejności zacznę jeść. A jutro idę na komunie! Nie wiem jak sobie z tą sytuacją poradzę.

Ps

Wieczorem czułam się już dobrze i kupiłam sobie na lotnisku zestaw sałatek. Smakowało całkiem nieźle. Wśród składników był ryż i kuskus, garstka makaronu, ogórek, pomidor, sałata, dwa małe ziemniaczki. Po skończeniu posiłku naprawdę poczułam nasycenie :)

piątek, 5 czerwca 2009

Dzień 21 - Ostatni dzień diety

I po kryzysie! Dziś czułam się w miarę dobrze, więc bez trudu utrzymałam dietę. Cieszę się, że wytrzymałam całe 3 tygodnie. Podczas tego okresu schudłam 4.70 kg. Czyli całkiem nieźle. Mam jeszcze trochę do zrzucenia, ale to po wakacjach, które zaczynam od jutra. Mam cały tydzień urlopu :)

czwartek, 4 czerwca 2009

Dzień 20 - Wielki ktyzys

Dziś miałam naprawdę wielki kryzys. Zaczął się około 10. 30, po tym jak zjadłam swoje drugie śniadanie (jak zwykle surówkę). Po jakiś 15 minutach poczułam, że jeżeli zaraz nie zjem czegoś innego niż dozwolone warzywa i owoce, to padnę z głodu, zemdleję, zasłabnę itd. Nie mogłam sobie z tym uczuciem poradzić. Czułam się bardzo słaba. Nie był to zwykły głód. Coś we mnie bardzo domagało się posiłku. Usiadłam na chwilę, przykryłam oczy rękoma (spontaniczny odruch, ale zauważyłam, że dzięki niemu poczułam się nieco uspokojona i silniejsza). Zjadłam jabłko i napiłam się kawy. Wciąż to coś domagało się innego posiłku. Wtedy powiedziałam mojemu ciału, ze skoro potrzebuje innych składników, niż dostarczam mu przez owoce i warzywa, niech pobierze sobie z zapasów.

To było moje wielkie odkrycie! Dzięki temu kryzysowi dowiedziałam się czegoś. Moja podświadomość nie chce ruszać zapasów!!!! Boi się je naruszyć, z sobie znanych powodów. No tak. Byłam już w domu. Zaczęłam stosować EFT i afirmację: Mimo, że mam ten opór przed ruszeniem moich zapasów tłuszczu całkowicie i kompletnie kocham i akceptuję siebie. I potem: ten opór, ten opór, ten opór. Następnie przeprowadziłam też rundkę Zpointa i afirmację: Oczyszczam teraz wszystkie sfery w wyniku których czuję, że nie chcę naruszyć zapasów.


Poczułam się trochę lepiej, ale równocześnie podjęłam postanowienie, że dziś jest ostatni dzień mojej diety. Od jutra zaczynam zdrowe żywienie. Po prostu moje samopoczucie było tak tragiczne, że czułam, że nie dam rady ciągnąć tej diety dłużej. Zdawałam sobie równocześnie sprawę, ze może być to kryzys przed uzdrowieniem. Dlatego nie chciałam dziś zrezygnować z diety. Chciałam przetrwać ten dzień i jeżeli jutro będę czuła się tak samo, po prostu zjem coś niedozwolonego na tej diecie i po prostu ją przerwę. Dawałam sobie na to pozwolenie od jutra.

Jestem trochę niezadowolona , że nie dałam rady wytrzymać na tej diecie pełnych trzech tygodni. Ale mówi się trudno. Zobaczymy co zdarzy się jutro.

Ps.

Wieczorem zrozumiałam przyczynę mojego wielkiego kryzysu. Po prostu dostałam okres :) To był dodatkowy powód mojego osłabienia i prawdopodobnie powód mojego „obżarstwa” dwa dni temu. Cieszę się, ze przetrwałam ten dzień, ale było naprawdę trudno. Jestem z siebie naprawdę dumna.

środa, 3 czerwca 2009

Dzień 19

Tak jak przewidywałam moja waga spadła i dziś po zważeniu wynosiła 69.10 :). Czuję ze schudłam. Cieszę się z tego, ale równocześnie nie jestem w najlepszym nastroju. Powinnam cieszyć się z wyniku i mieć dobry humor. Ale nie mam. Z jakiegoś powodu jestem smutna.

Niby nie jestem głodna, ale jednak zjadłabym coś. Najlepiej bułkę z masłem, pieczoną rybę czy jajeczko na miękko. Nie mam zbyt dużo energii i czuję się nie za bardzo mocna.

W pewnym momencie poczułam się tak nieszczęśliwa, że najlepiej od razu przerwałabym dietę. No może nie od razu i nie dziś, ale zaczęłam planować, że od jutra zacznę normalnie jeść. A przecież zostały mi tylko trzy dni do końca trzeciego tygodnia diety. I chciałabym zrzucić pełne 5 kg. Zaczęłam stosować EFT i afirmację: Pomimo, że chcę rzucić tę dietę głęboko kocham i akceptuję siebie. Oraz: chcę rzucić tę dietę. Po przeprowadzeniu pełnego procesu poczułam ulgę. I mimo, że nadal nie czuję się najedzona, intensywne myśli o porzuceniu diety zmniejszyły się.

Naprawdę nie wiem jak niektórzy wytrzymują 6 tygodni na tej diecie. Jestem pełna podziwu dla nich. Może chodzi o determinację? Po zrzuceniu tych 4 kg ja czuję się lepiej, brzuch mi już przestał przeszkadzać i mogę swobodnie oddychać, toteż przestało mi zależeć na błyskawicznym straceniu następnych kilogramów. Po zakończeniu diety planuję zdrowo się odżywiać i co jakiś czas przeprowadzać tygodniówki warzywno – owocowe, by pozbyć się reszty nadmiaru kilogramów.

wtorek, 2 czerwca 2009

Dzień 18

Po wczorajszym głodzie nie pozostało ani śladu (na szczęście :)).Wzięłam dziś większy zapas jedzenia do pracy, ale okazało się, że nie potrzebnie. Nie mam dziś najlepszego nastroju. W nocy śniły mi się koszmary i nie spałam zbyt dobrze.

Mimo tego, ze nie odczuwam głodu zaczęłam tęsknić za normalnym jedzeniem. Np. za gotowanym jajkiem czy kurczakiem curry. Nie przerwę jednak diety z tego powodu. To tylko tęsknota, nie jest to jakiś silny przymus psychiczny. Ale cieszę się, że do końca diety zostały mi tylko 4 dni. Na pewno wytrzymam. Tęsknię po prostu za nieco urozmaiconym jedzeniem. Staram się zmieniać smaki porannej surówki, przygotowuję sobie różne zupy, leczo, czy piekę warzywa w piekarniku ale czuję, że ciągle czegoś mi brakuje. Chyba zjem dziś grejhfruta. Przez ostatnie półtora tygodnia nie miałam na niego ochoty, więc nie jadłam.

Dziś moja waga znowu podskoczyła. Po południu ważyłam 69.90. Nie przejęłam się tym za bardzo. Poprzednio też tak było, a na drugi dzień ważyłam tak, jakby waga ciągle spadała. Poza tym dowiedziałam się przecież, że jest to korzystne dla ciała.

Po raz drugi w czasie tej diety pojawiły mi się „mroczki” przed oczami dzisiaj w pracy. Prawie natychmiast zjadłam jabłko pieczone, które wzięłam do pracy i wszystko wróciło do normy.

Kawę piję nadal. Pomaga mi przetrwać dzień i poprawia mi humor.

Ps

Pomyślałam, że ten dzisiejszy wzrost mojej wagi może być wynikiem działania mojego wewnętrznego sabotażysty. Moja wewnętrzna grubaska nie chce się zgodzić na to, bym zeszczuplała. Ale ja znam sposób, by temu zaradzić. Tak naprawdę powinnam go zastosować na początku odchudzania. Rozwiązaniem jest technika EFT. Jej twórcą jest Gary Craig. Wszystko co musisz zrobić, to opukując punkt karate na twojej dłoni powtórzyć trzy razy afirmację:

Pomimo, że mam ten opór przed schudnięciem całkowicie i kompletnie kocham i akceptuję siebie.

By wzmocnić proces odchudzania i uwolnić opór następnie opukuje się 8 punktów na ciele i powtarza się sformułowanie: ten opór, ten opór, ten opór. Więcej na ten temat napiszę w którymś z moich postów.

Oczywiście zastosowałam EFT na sobie. Poczułam się spokojniejsza.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Znalazłam ciekawą informację na temat picia kawy, a raczej jej nie picia podczas diety

Dieta Dabrowskiej, ani South Beach nie polecają picia kawy, bo zawiera kofeinę, która stymuluje trzustkę do wydzielania większej ilości insuliny, przez co człowiek jest bardziej głodny. Jeśli się odstawi, ponoć łatwiej jest opanować głód.

Ciekawe prawda?

Ja wciąż piję kawę podczas tej diety. Wprawdzie niezbyt mocną i rozpuszczalną, ale jednak. Spróbuję moze przestawić się na kawę zbożową.

Dzień 17

Wiem dlaczego ludzie jedzą mięso. Gdyby żywili się na co dzień tylko tymi roślinkami, świat daleko by nie zaszedł. No, częściowo żartuję, bo potrzebny dla ciała tłuszcz i białko także można czerpać z roślin :) I ja jestem jak najbardziej za. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dziś znowu chodzę głodna. Co chwilę coś pogryzam. I nie jest to głód bynajmniej psychiczny. Staram się zaspokoi ć ciało, nie oszukuję, więc cały czas coś dla siebie dziś pitraszę. Produkty, które wzięłam dziś do pracy nie wystarczyły do zaspokojenia mojego głodu. Uratowała mnie gotowana marchewka i sok owocowy, który dostałam w kuchni.

Dziś rano czułam się naprawdę dobrze, byłam silna i miałam dużo energii. Mogłabym przysłowiowe góry przenosić. Niestety około 11 bardzo osłabłam. Wydaje mi się, ze to niezbyt dostateczny dowóz cukru do mojego ciała. Bo po słodkiej marchewce poczułam się lepiej. Możliwe, ze ten głód wynika z faktu, ze w sobotę i w niedzielę miałam leczo na obiad? Zauważyłam, że poprzednim razem kiedy tez przez dwa dni nie jadłam zupy miałam podobny napad głodu. Ale może to tylko zbieg okoliczności.

Chcę utrzymać tę dietę jeszcze do końca tygodnia. Nie wiem co potem, gdyż mam wakacje – cały tydzień – i jadę do Polski. Dodatkowo w niedzielę będę na komunii mojego chrześniaka. Tak, że jeszcze nie wiem co zadecyduję i jak sobie poradzę z tą sytuacją.

No i na koniec dobra nowina. Po 16 dniach schudłam całe 4 kg! Dziś moja waga wskazała 69,45! Nieźle prawda?

PS.

Około 17.30 zjadłam naprawdę obfity posiłek: zupę pomidorową i pieczone w piekarniku szparagi, kalafior (nawiasem mówiąc wspaniały - polecam), por i kapustę białą, oraz moje nowe odkrycie: pomidory. Brzuch miałam potem naprawdę jak napompowany i nadal szukałam czegoś, bo ciągle czułam niedosyt. Wtedy zrozumiałam, ze to znowu odzywa się głód psychiczny. Zastosowałam Zpoint oraz afirmację: Teraz oczyszczam wszelkie sfery w wyniku których odczuwam teraz ten głód. Wierzcie, albo nie, ale po kilku powtórzeniach poczułam ulgę i wreszcie przestałam myśleć o jedzeniu.

niedziela, 31 maja 2009

Dzień 16 Bezkarność w jedzeniu

Tak zatytułowałabym dzisiejszy dzień. Od rana delektuje się potrawami, które dla siebie przyrządzam. Rano była herbatka z hibiskusa i imbiru plus ćwiartki jabłka, potem surówka, taka jak zwykle z mnóstwem warzyw, pisałam o jej składzie w którymś z wcześniejszych postów. Tym razem dodałam do niej niewielką ilość świeżego tymianku i niestety nie smakowała mi tak jak zwykle, była trochę za ostra. Ale i tak ze smakiem ją pochłonęłam. Całą dużą michę (na kilka razy). Na obiad miałam wczorajsze leczo, potem pomidory pieczone w piekarniku a potem jabłka zapieczone z cynamonem. Kupiłam sobie dziś czerwoną herbatę. Za pierwszym razem nie smakowała mi za bardzo, ale gdy piłam ją ponownie zdecydowanie zyskała na smaku.

W zasadzie cały dzień dziś coś pogryzałam i naprawdę zaczęłam cieszyć się z tego, że mogę tak bezkarnie jeść! Tyle, ile chcę i tyle razy ile chcę. To ma naprawdę terapeutyczne działanie. Uwalnia mnie bowiem od wcześniejszego mojego podejścia co do ilości pożywienia. Przyznam się, że ostatnio jadłam bardzo niezdrowo. Teraz to widzę bardzo wyraźnie. Tak naprawdę szykowałam sobie posiłki dość proste, nie wymagające spędzania zbyt dużo czasu w kuchni. Wykorzystywałam półgotowce, półprodukty. Ilość warzyw w moim menu była naprawdę znikoma. I powoli przybierałam na wadze. Na pewno do wzrostu wagi przyczyniły się zastrzyki antykoncepcyjne, ale one nie były jedynym powodem mojego tycia. Co ciekawe, jeżeli chodzi o ćwiczenia fizyczne, to miałam naprawdę dużo ruchu, niestety nie pomogło to w zatrzymaniu wzrostu wagi.

Tak naprawdę zawsze bardzo lubiłam surówki i wszelkie sałatki, ale nie chciało mi się ich przyrządzać. Nie chciało mi się poświęcić trochę czasu dla zdrowia mojego ciała. Teraz dostrzegam to bardzo wyraźnie. Dzięki tej diecie zaczęłam bardziej dbać o siebie. Moją książkę: "Kreatywne odchudzanie, czyli jak uzyskać upragnioną sylwetkę napisałam kilka lat temu. I wtedy naprawdę zdrowo się odżywiałam. Niestety kiedy wyjechałam z kraju, zmieniłam tryb życia i moje zdrowe żywienie poszło do kąta. Cieszę się, że dzięki tej diecie poprawię sobie także zdrowie.

Bardzo polubiłam ten sposób odżywiania, dlatego na pewno po skończeniu diety nie zrezygnuję z sałatek i z pieczonych jabłek. W tej chwili przyrządzenie posiłku nie zajmuje mi dużo czasu, dlatego dziwię się sobie, ze wcześniej nie chciało mi się przygotowywać tych sałatek.

Dziś bardzo się rozpisałam, bo naprawdę mam wiele energii. Może to pogoda (jest śliczny, ciepły, słoneczny dzień), może to niedziela, a może to dieta :)

Jak gubimy tłuszcz?

Trochę ciekawostek :W ludzkim organizmie najwięcej waży WODA! Na każdej diecie dopiero w 3 tygodniu zaczynają spalać się większe pokłady tłuszczu. W 1 tygodniu organizm pozbywa się najmniej tłuszczu, a najwięcej wody- dla tego waga szybko spada. W 2 tygodniu organizm spala więcej białka i mniej wody, dla tego waga trochę zwalnia. O dziwo najwolniej chudniemy gdy zaczynamy spalać tłuszcz- bo on waży najmniej! W 3 tygodniu pozbywamy się go najwięcej, nieco mniej białka, a najmniej wody. Niestety w 4 tygodniu zaczynają być spalane partie mięśni [ale w niewielkim stopniu!].

sobota, 30 maja 2009

Dzień 15 - Postanawiam przedłużyć moją dietę o tydzień

Dziś jest ostatni dzień mojej dwutygodniowej diety. Postanowiłam jednak przedłużyć ją o kolejny tydzień. Dlaczego? Ponieważ czuję się na niej bardzo dobrze obecnie. Co ciekawe mam więcej energii. Może ta energia jest skutkiem zadowolenia jakie czuję, gdy widzę spadek wagi i mniejszy brzuszek? Wczoraj moja waga pokazała 69.9! Rano ważyłam poniżej 70. Cudownie. Po obiedzie było już 70.4. To bardzo ciekawe jak ciężar ciała zmienia się w przeciągu dnia. To dlatego zalecają ważyć się zawsze o tej samej godzinie i najlepiej rano, po wstaniu z łóżka.

Dziś zrobiłam sobie nową potrawę: pokroiłam pomidory na ćwiartki, posypałam pieprzem, oregano i tymiankiem, posoliłam i upiekłam w piekarniku. Potem posypałam jeszcze szczypiorkiem i zieloną pietruszką. Mówię wam pychota :)

Dzień 14

Wczoraj był właściwie 13 dzień mojej diety, gdyż pierwszy okazał się niewypałem he he. Ale nawet nieźle sobie teraz radzę. Wciąż piję kawę, ale już w mniejszych ilościach, po prostu nie czuję potrzeby jej spożywania. Tak, że czasami rano piję herbatkę z chubiskusa i imbiru, jem tradycyjnie jabłko, potem kawa, potem surówka: podstawa to pomidor, ogórek i cebula i w zależności od natchnienia: różne rodzaje sałaty, papryka, rzodkiewka, por. Na obiad zawsze coś ciepłego: różne rodzaje zup, leczo, lub bigosik. Kolacja to obowiązkowo pieczone jabłka z cynamonem - pychota. W międzyczasie sok jabłkowy i dużo ciepłej wody do popijania.

Od kilku dni mam ustalony ten schemat i czuję się z tym bardziej spokojnie i bezpiecznie. Nie mam takiej szarpaniny jak w pierwszym tygodniu, kiedy to bez przerwy sięgałam po coś do zjedzenia i generalnie odczuwałam w związku z tym totalne zamieszanie. Ciągła myśl o jedzeniu przeszkadzała mi normalnie funkcjonować.

Zatrzymanie się wagi podczas odchudzania

Zaczęłam szperać w internecie i znalazłam ciekawy artykuł, dzięki któremu zrozumiałam, dlaczego moja waga wzrosła dwa dni temu. Poniżej przedstawiam jego fragment.

Źródło: Kwartalnik Super Linii, nr 02/2006


„W czasie prowadzenia kuracji odchudzającej często występuje zjawisko zatrzymania się spadku wagi, mimo przestrzegania diety i odpowiedniej aktywności fizycznej. Nazwano to stanem plateau.

Jakie są przyczyny jego występowania i co należy robić w tej sytuacji - zapytaliśmy lek. med. Katarzynę Lech, specjalizującą się w leczeniu zaburzeń odżywiania.

Pani doktor, skąd wziął się ten termin?
Wywodzi się on z matematyki, fizyki, chemii i biologii. Posługuje się nim także psychologia, choć w każdej z tych dziedzin ma nieco inne znaczenie. W przypadku odchudzania stan plateau to nic innego, jak przerwa w chudnięciu lub przerwa w tyciu. Zrozumienie tego zjawiska i wyciągnięcie odpowiednich wniosków jest bardzo istotne dla osoby odchudzającej się.

Czy stan plateau nie jest po prostu sygnałem ze strony organizmu, oznaczającym: „Stop, na razie wystarczy"?
Owszem, tak też można to interpretować. Czas trwania stanu plateau potrzebny bywa organizmowi po to, aby mógł dostosować metabolizm do zmian w sposobie odżywiania i stylu życia. Im bardziej intensywne jest odchudzanie, tym szybciej można się spodziewać stanu plateau. Organizm daje znać, że odchudzanie przebiega za szybko.

Jak na to zareagować?
Nie rezygnując z wprowadzonych zmian w sposobie odżywiania należy poczekać spokojnie na dalsze chudnięcie. Stan plateau jest ze wszech miar korzystny dla organizmu nie tylko ze względu na metabolizm. Poprawia się wygląd skóry, a serce, układ krążenia i inne narządy przystosowują się do mniejszej masy ciała i zwiększonego wysiłku fizycznego.

Jednak nie wszyscy otyli odchudzają się intensywnie. Może więc w ich przypadku wystąpienie stanu plateau przekazuje inną informację?
Tak, jest grupa pacjentów, u których stan plateau sygnalizuje potrzebę dokonania zmian w dotychczasowym sposobie odchudzania, na przykład zwiększenia aktywności o 2 godziny tygodniowo i być może dalsze ograniczania kaloryczności posiłków. Jeśli takie zmiany zostaną wprowadzone, to po jakimś czasie rozpoczyna się kolejny etap chudnięcia.
Kiedy jednak osoba odchudzająca się stosuje dietę bardzo niskokaloryczną i dochodzi do spowolnienia podstawowych procesów przemiany materii, to przy stanie plateau dalsze zmniejszanie ilości kalorii jest niewskazane. W tej sytuacji zaleca się coś przeciwnego - wprowadzenie nieco bardziej kalorycznych posiłków, a także niewielkie zwiększenie wysiłku fizycznego.

Niektóre osoby wielokrotnie podejmują próby odchudzania i za każdym razem chudną, powiedzmy, 7,5 kg, a potem waga już ani drgnie. Dlaczego?
Może to świadczyć o istnieniu głębszych przyczyn psychologicznych. Pewna moja pacjentka postanowiła osiągnąć wagę 60 kg i stać się kobietą atrakcyjną fizycznie. Aby zrealizować ten cel, musiała zmniejszyć ciężar ciała o 20 kg. Niestety, każda kolejna próba kończyła się stanem plateau po zrzuceniu 10 kg i więcej nie mogła schudnąć.

Do rozwikłania tej „zagadki" doszłyśmy dopiero w trakcie psychoterapii. Okazało się, że wprawdzie bardzo chciała być szczupła, a tym samym atrakcyjna, ale jednocześnie w jej podświadomości ukryta była obawa przed zmianą sylwetki na bardziej atrakcyjną seksualnie, co pociągało za sobą nowe wyzwania życiowe.


W jaki sposób osoba odchudzająca się może prawidłowo odczytać sygnały płynące z jej organizmu?
Jest to łatwiejsze, gdy terapia prowadzona jest pod okiem specjalistów: lekarza, dietetyka, psychologa. Wtedy stan plateau staje się okazją do podsumowania dotychczasowego przebiegu terapii, ocenienia jej skuteczności i zaplanowania potrzebnych zmian. Kiedy osoba odchudzająca się wyciągnie odpowiednie wnioski i wcieli je w życie, nastąpi wznowienie procesu chudnięcia. Ten moment można przyspieszyć przeprowadzając 6-tygodniową kurację oczyszczającą.

Opracowała pani doktor wykres graficzny obrazujący dynamiczny model chudnięcia i tycia. Wynika z niego, że istnieje związek pomiędzy stanem plateau a efektem jo-jo.
Proszę zauważyć, że na tym wykresie stan plateau jest w samym środku. Powyżej znajduje się proces odchudzania, a poniżej proces tycia. Jeżeli osoba odchudzająca się nie wie, że stan plateau jest zjawiskiem fizjologicznym, korzystnym dla organizmu, to zahamowanie spadku wagi uważa za swoją porażkę, a dotychczasowy sposób terapii za nieskuteczny. Odrzuca więc to, co już osiągnęła, wraca do starych nawyków i zaczyna tyć. Może przybrać na wadze nawet więcej niż przed odchudzaniem. Czuje się przerażona, więc wznawia odchudzanie, ale już inną metodą. Po pewnym spadku wagi występuje stan plateau. Jeśli znów zostanie uznany za porażkę, rozpocznie się na nowo proces tycia, wystąpi efekt jo-jo itd. Namawiałabym więc wszystkie osoby odchudzające się, aby nie bały się przerwy w chudnięciu i dały swojemu organizmowi trochę czasu.”

Źródło: Kwartalnik Super Linii, nr 02/2006

czwartek, 28 maja 2009

Dzień 13

Dzisiaj rano się zważyłam. Okazało się, ze waga wskazuje 20 dkg więcej niż wczoraj, a gdy zważyłam się drugi raz po południu miałam dokładnie taką samą wagę jak dwa dni temu. Czyli zamiast schudnąć, albo przynajmniej nie przytyć jaki rezultat?

Oczywiście od razu ogarnęło mnie przygnębienie. Po co ta dieta? Po co się tak męczę, odmawiając sobie ulubionych pokarmów w stylu : bułka z masłem. Dodatkowo w nocy miałam sen, że ktoś zaoferował mi naprawdę wspaniałe rzeczy do zjedzenia i było tego mnóstwo. Jakieś nowe wymyślne potrawy. We śnie skusiłam się na nie, bo pomyślałam, że to jedyna okazja, a jeżeli nie zjem tego, to się jedzenie zmarnuje. I wcale te potrawy nie okazały się za smakowite. A dziś rano waga wskazywała, ze przytyłam. Od jedzenia we śnie, czy co? :)

Przez moment dopadło mnie takie zniechęcenie całą tą sytuacją, ze naprawdę bardzo poważnie zaczęłam myśleć o przerwaniu diety. A przecież zostały mi tylko dwa dni. I naprawdę czuję się szczuplejsza i jestem szczuplejsza. Wprawdzie nie chudnę w takim tempie jak myślałam, ale jednak.

Zastosowałam Zpoint na to uczucie i afirmację: Teraz oczyszczam wszystkie te sfery w wyniku których czuję, ze chcę przerwać tę dietę. Po kilku powtórzeniach poczułam ulgę. Teraz, kiedy to piszę nadal nie jestem spokojna, ale poprawiło mi się na tyle, ze na pewno nie przerwę diety dziś i nie zjem czegoś nieodpowiedniego. Na pewno popracuję jeszcze z tą afirmacją. Zdaję sobie sprawę, że to odzywa się znowu mój głód psychiczny. Myślę, że dziś wieczorem wykorzystam medytację z mojej książki: "Kreatywne odchudzanie, czyli jak uzyskać upragnioną sylwetkę pt: Zaspokojenie głodu psychicznego. Te działania zdecydowanie powinny mi pomóc w uspokojeniu mojej podświadomości i skłonieniu jej do pomocy mi w prowadzeniu diety.

Dzień 12

Wczorajszy dzień minął mi bardzo dobrze. Nie czułam głodu ani psychicznego, ani fizycznego. Miałam dobry humor i nawet nie byłam taka słaba jak zwykle. Myślałam nawet, że zdecyduję się przedłużyć tę dietę o tydzień, a nawet do końca czerwca. Tak, by dzięki temu moja waga obniżyła się do 61 - 62kg.

wtorek, 26 maja 2009

Dzień 11

Dziś zdecydowanie poprawił mi się humor. Nawet funkcjonowałam całkiem dobrze. Po wczorajszym głodzie nie pozostało ani śladu. Waga na dzień dzisiejszy to 71.10, czyli ponad dwa kilo mniej od wagi wyjściowej. Przy dzisiejszym samopoczuciu mogłabym tę dietę pociągnąć kolejny tydzień J Nie mam żadnych zachcianek, no może coś w rodzaju: coś bym zjadła, ale nie wiem co. Wtedy stosuję Zpoint i afirmacje: Teraz oczyszczam wszelkie sfery w wyniku których czuję to uczucie. Jedynym mankamentem jest to, ze nie jestem dość silna i mam mało energii. Wszystko robię bardzo powoli w związku z tym.

poniedziałek, 25 maja 2009

Dzień 10

Niech ta dieta się w końcu skończy! Na szczęście zostało mi tylko 5 dni. Dziś przeglądałam swoje zdjęcia z ostatnich 3 miesięcy. Na tych z kwietnia wydawało mi się, ze wyglądam grubo. Ale jak zobaczyłam swoje wczorajsze zdjęcie, po tym jak straciłam 2 kg, to nie mogłam uwierzyć, że jestem taka gruba. To był ostatni dzwonek, by wziąć się za siebie i za swoje ciało. Mam nadzieję, ze pod koniec tygodnia będę miała kolejne 2 kg mniej. Ciężko mi wytrzymać na tej diecie, bo znowu bez przerwy jestem głodna. Rano zjadłam surówkę i leczo z dnia poprzedniego, co prawda niewielkie porcje, ale jednak, potem jabłko, dalej byłam głodna, napiłam się soku jabłkowego. O 12 ugotowałam zupę pomidorową i upiekłam kilka warzyw w piekarniku: por, cebulę, bakłażan, szparagi, i moją ulubioną kapustę. Dopiero gdy to zjadłam poczułam się nasycona i przez kolejne 4 godziny nie myślałam o jedzeniu. Ale ranek był okropny. Nie marzy mi się w zasadzie nic konkretnego oprócz tej bułki z masłem, która w moim umyśle wydaje się, że zaspokoiła by ten głód. Nie zrezygnuję z diety, choćby nie wiem co. Chyba sobie wydrukuję to grube zdjęcie i powieszę na lodówkę. To dobra motywacja, by wytrwać. Nie mogę uwierzyć, że tak przytyłam od kwietnia. Na wadze przybył mi może jeden kilogram, ale w rzeczywistości w wyglądzie jakby 5. Wiem, ze szczupleję, czuję to po spodniach i po biustonoszu. Dziś zapięłam go na dalsze haftki. Czyli pod biustem ubył mi może cm. Także talię mam szczuplejszą.

niedziela, 24 maja 2009

Dzień 9

Kolejny dzień kryzysu. Obudziłam się dziś rano znowu z tym uczuciem bezsensu. Chce mi się płakać i psychicznie po prostu wysiadam. Nie odczuwam głodu fizycznego, nie chce mi się za bardzo jeść. Ale nie mam energii do życia i tak naprawdę nic mi się nie chce. Na dworze jest piękna pogoda, mogłabym jakoś konstruktywnie wykorzystać tę niedzielę, ale mi się nie chce. Myślę o tym, by przeprowadzić tę dietę do następnej soboty, wtedy będzie równo dwa tygodnie. W tym tygodniu schudłam 2 kg. Wyraźnie czuję ulgę w brzuchu, gdy siedzę mogę głębiej oddychać. W zasadzie nie jestem głodna, ale ten podły nastrój. Pomyślałam, że przeciez sama go mogę odrobinę zmienić i zaczęłam na siłę przypominać sobie dobre i radosne momenty w swoim życiu. Po tych zabiegach, nastrój trochę mi się poprawił. Uzyskałam trochę więcej sił by zastosować Zpoint i afirmacje: Oczyszczam wszystkie sfery w wyniku których czuję się tak słaba psychicznie. Po kilku chwilach poczułam, ze mój nastrój się zmiania i nabieram ochoty do życia. Poczułam się silniejsza.

O 12 moi znajomi wyciągnęli mnie na spacer. Nie chciałam początkowo iść, ale gdy wróciłam do domu byłam w całkiem niezłej formie psychicznej. Poszliśmy też do pubu. Ja zamówiłam sobie soczek jabłkowy he he..

Wieczorem czułam się całkiem nieźle psychicznie, ale zaczął mi doskwierać dla odmiany głód. Co chwilę sięgałam więc do lodówki i przygotowywałam sobie coś do jedzenia: a to surówkę, a to leczo z kabaczka, a to pieczone jabłuszka, a to soczek jabłkowy... Taaak, dziś zjadłam naprawdę dużo. Można powiedzieć, ze objadłam się warzywkami.

Najbardziej uciążliwe jest dla mnie to, że czuję mniej więcej co 2 godz. głód i muszę przyszykowywać sobie coś do jedzenia. I myśleć o tym jedzeniu bez przerwy. Nie mam tak codziennie, ale jednak. Mam nadzieję, ze jutro będzie lepiej. Gdy pomyślę, ze prawdopodobnie pod koniec następnego tygodnia ubędzie mi kolejne dwa kilo, nieważne jest jak się czuję teraz. Warto to przetrwać, by cieszyć się szczupłym i zdrowym ciałem. Przecież to tylko 6 dni!

I muszę wam powiedzieć coś jeszcze. Zauważyłam zmiany na mojej skórze. Zmiany pozytywne. Na rękach miałam masę pieprzyków, może lepszym sformułowaniem jest piegów. Od jakiś dwóch dni zauważyłam, ze mam ich mniej i są mniej widoczne! Oby tak dalej!

sobota, 23 maja 2009

Dzień 8

Dziś czuję się naprawdę dobrze. Wcale nie odczuwam głodu. Rano wypiłam kawę, zjadłam niewielką ilość buraczków z surówką (mój nowy przepis). A teraz zabieram się za jabłka pieczone. Myślę, ze w rankingu żywności to one uzyskały moje pierwsze miejsce. Dziś posypałam jabłka cynamonem przed pieczeniem. Ciekawe czy będą jeszcze lepsze? W tej turze diety nie zamierzam zrezygnować z kawy. Może chudłabym szybciej gdybym to zrobiła, ale kawa trzyma mnie na nogach w pracy. Jeżeli nie będę miała na nią ochoty, to przestanę pić, w innym wypadku nie.

PS. Niestety wieczorem znowu dopadło mnie zniechęcenie, a nawet bezsens życia. Nie chcę zrezygnować z diety, dlatego prawdopodobnie dziś położę się wcześniej spać, by przetrwać ten dzień. Nawet nie chce mi się pracować z żadną afirmacją.

piątek, 22 maja 2009

Dzień 7

Dziś mam kolejny kryzys. Czuję się słaba. Po przyjściu z pracy spałam 3 godziny. Rano ok. dziewiątej pojawiły mi się mroczki przed oczami, zjadłam więc jabłko i przeszły. W pracy czułam słabość, więc wspomagałam się Zpointem i afirmacją: Oczyszczam wszystkie sfery w wyniku których czuję się teraz słaba. Pomogło o tyle, ze dotrwałam do końca pracy. Rano oczywiście była kawa i jabłko przed pracą, a w pracy dwa rodzaje surówki. Nawet nie zjadłam wszystkiego, co sobie przygotowałam, bo czułam się pełna i nasycona. Pomimo tego cały czas w pracy myślałam o jedzeniu. Ale ciekawe, ze nie o czymś spoza diety, raczej planowałam co zjem po przyjściu do domu. A nie zjadłam nic, bo się położyłam od razu spać. Jak wstałam wypiłam kawę i zjadłam moje wspaniałe pieczone jabłka, a potem buraczki na ciepło. Zbyt mocno przyprawiłam je pieprzem, w związku z tym dodałam surówkę z pomidora, ogórka, pora... , wymieszałam i wyszła całkiem niezła nowa potrawa.

Teraz nie jestem głodna, ale „coś bym zjadła”. Postanowiłam przeprowadzić tę dietę przez dwa tygodnie. To tylko 14 dni. Jestem prawie na półmetku. Dziś znowu się zważyłam: 71.90! Czuję jak zmniejszył mi się brzuszek. Bardzo się z tego cieszę. To, że waga spada pozwala mi wytrwać na tej diecie. Myślę, że muszę więcej popracować ze swoją podświadomością, by dieta była łatwiejsza. Wczoraj czułam się tak dobrze. A dzisiaj ten spadek samopoczucia, zniechęcenie, brak radości i słabość. Dla odmiany teraz mam ochotę na coś słodkiego. Nie na pieczywo, nie na wędlinę, czy mięso. Na coś słodkiego. I to pragnienie jest umiejscowione w moim gardle. W mojej książce : "Kreatywne odchudzanie, czyli jak uzyskać upragnioną sylwetkę) pisałam, że głód odczuwany w gardle oznacza, że pragniemy coś otrzymać od otoczenia, ale tego nie dostajemy. Nie wiem jeszcze dokładnie co to oznacza u mnie. Za chwilę wypróbuję na to Zipoint i afirmację: Teraz oczyszczam wszystkie sfery w wyniku których mam ochotę na coś słodkiego teraz. Albo: Teraz oczyszczam wszystkie sfery w wyniku których odczuwam ten głód w gardle.

Dobrze, ze od jutra zaczyna się weekend. Dla mnie dłuższy, bo poniedziałek mam także wolny :)

czwartek, 21 maja 2009

Dzień 6

Mówię wam, jabłka pieczone są pyszne! Wczoraj zjadłam 3 od razu. Przygotowałam sobie także pieczone warzywa, ale zjadłam je dopiero dziś na obiad, bo wczoraj naprawdę nasyciłam się tymi jabłkami. Dziś przygotowałam je znowu. I właśnie czekam kiedy trochę przestygną. Wciąż nie mogę się nadziwić, ze jabłka są takie sycące. Rano przygotowałam sobie dwa do pracy. Wzięłam także tradycyjnie surówkę i sok z jabłka i mango. Przed pracą zjadłam jedno jabłko i oczywiście wypiłam kawę. Wzięłam więcej niż zwykle jedzenia do pracy pamiętając wczorajszy dzień. Ale dziś czułam się niezwykle dobrze! Tak, jakbym jadła normalnie. Żadnego dodatkowego głodu! Jabłka przyniosłam z powrotem do domu. Po wczorajszej słabości nie pozostało ani śladu!

Dopiero teraz (18 godz.) poczułam się głodna i miałam lekkie zachwianie nastroju typu: chcę bułkę z masłem! Może już wystarczy tej diety? Oczywiście zastosowałam Zpoint i afirmację: Teraz oczyszczam wszystkie sfery, z powodu których czuję ten dyskomfort. Po kilku powtórzeniach poczułam się lepiej.

Tak sobie myślę o dniu wczorajszym i o przyczynach mojego kryzysu. Może jedną z nich była złość a raczej głębokie niezadowolenie z pewnej sytuacji, która mnie spotkała. Wieczorom sytuacja została wyjaśniona.

środa, 20 maja 2009

Dzień 5

Dziś mam kryzys. Zaczęło się niewinnie. Jak zwykle rano wypiłam kawę, zjadłam kilka kawałków jabłka i surówkę. Gdy przyszłam do pracy znowu poczułam się głodna. Wypiłam dwie kawy, napiłam się ciepłej wody i już o 9 zjadłam całe jabłko. Czułam dyskomfort i zamiast skupić się na pracy ciągle myślałam by coś zjeść. To uczucie pogłębiało się. Mimo, że zjadłam całą surówkę przygotowaną do pracy, a następnie gotowaną marchewkę i brukselkę wciąż nie czułam się dobrze.

Po przyjściu do domu zjadłam zupę, którą przygotowałam wczoraj i położyłam się spać na godzinkę. Wciąż czułam dyskomfort i uczucie głodu. Zaczęłam nad tym pracować Zpointem stosując najpierw afirmacje: Oczyszczam wszystkie sfery w wyniku których odczuwam ten kryzys.... Na chwilę uczucie dyskomfortu przeszło, by po chwili wrócić na nowo. Ale wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę obok uczucia głodu, który odczuwałam miałam cały czas poczucie nieszczęścia. Zaczęłam stosować Zpoint na to uczucie: Teraz oczyszczam wszelkie sfery, w wyniku których odczuwam to poczucie nieszczęścia. Pracowałam z tą afirmacją może z godzinę i wiecie co? Przeszło. Znowu poczułam się w miarę normalnie. Teraz odczuwam znowu głód, ale nie mam już tego uczucia przygnębienia, jakie odczuwałam wcześniej. Przestałam myśleć o przerwaniu diety, przestałam wyobrażać sobie jakby to było przyjemnie zjeść zwykłą bułkę z masłem. Idę zrobić sobie pieczone jabłka. :) Pozdrawiam.

wtorek, 19 maja 2009

Dzień 4

Rano oczywiście zaczęłam dzień od kawy i zrobiłam sobie znowu surówkę z pomidora, ogórka, sałaty.... Ze smakiem ją zjadłam. Zjadłam jeszcze dwa kawałki jabłka. I poczułam się naprawdę nasycona! Resztę surówki zapakowałam sobie do pracy.

W dniu dzisiejszym moje samopoczucie było prawie takie samo, jakbym jadła to co zwykle. Zdziwiło mnie to. Możliwe, że powodem jest to iż po prostu jem do woli i do syta. Nie ograniczam się w ilości pożywienia. Jabłko, które zabrałam do pracy zostało przyniesione z powrotem do domu.

I wiecie co? Zważyłam się. Dzisiaj ważę 72.80 ! Schudłam!

Dzień 3

Wczoraj naprawdę obawiałam się tego dnia. Wspomniałam wcześniej, że mam pracę fizyczną, dużo się ruszam. Bałam się, ze na tej diecie zrobi mi się w pewnym momencie ciemno przed oczyma, zemdleję, zasłabnę albo coś w tym stylu. Rano wypiłam kawę rozpuszczalną i zjadłam przed pracą kilka kawałków jabłka. Poczułam się z tym ok. Przygotowałam sobie surówkę z pomidora, ogórka, sałaty...., którą wzięłam do pracy. Także wzięłam jedno pokrojone na niewielkie kawałki jabłko. Pracę zaczęłam znowu od kawy. Co kilka chwil (może co godzinę), czułam niepokój związany z pojawiającym się głodem i oczekiwałam, naprawdę oczekiwałam tego zasłabnięcia! Oczywiście znowu wspomagałam się moją afirmacja i wspomnianą techniką i po kilku chwilach uczucie strachu mijało, po czym, może po godzinie wracało znowu.

Przeżyłam cały dzień w pracy! Tak naprawdę to nie odczuwałam w tym dniu głodu, raczej męczył mnie niepokój, czy aby nie stanie mi się coś złego. Dziwne prawda? Po powrocie z pracy zjadłam miskę wczorajszej zupy pomidorowej, jabłko i pół grejpfruta. Na kolejną polówkę nie miałam już ochoty. Wcale nie byłam głodna! Oczywiście piłam dużo ciepłej wody no i w związku z tym często odwiedzałam toaletę.

Dzień 2

W niedzielę rano wypiłam najpierw rozpuszczalną kawę bez śmietanki i cukru, a następnie obrałam sobie jabłko. Zwykle nie lubię za bardzo jabłek, ale kiedy je jadłam byłam zdumiona jego pożywnością. W zasadzie nasyciłam się jednym soczystym jabłkiem! Byłam pełna obaw co do dalszej mojej diety i tego jak ją wytrzymam i czy w ogóle wytrzymam. Dlatego, gdy tylko pojawiło się we mnie uczucie niepewności, czy strachu stosowałam Zpoint wykorzystując afirmację: Teraz oczyszczam wszystkie te strefy w wyniku których odczuwam to uczucie niepokoju. Po kilku powtórzeniach odczuwałam ulgę i mogłam spokojnie funkcjonować. W tym dniu zjadłam jeszcze sałatkę z buraczków i cebuli (wielką michę), kolejne jabłko, grejfruta. Około 18 znowu poczułam się głodna więc zrobiłam sobie zupę pomidorową. I zjadłam jej dwie miski. Zadziwiająco dobrze przeżyłam ten dzień. Kiedy tylko odczuwałam głód a może lepiej apetyt od razu coś jadłam, piłam słabą kawę rozpuszczalną albo ciepłą wodę no i oczywiście posługiwałam się afirmacją.

poniedziałek, 18 maja 2009

Dzień 1 - Nieudana próba przejścia na dietę

W sobotę wstałam około 8 rano, zrobiłam sobie herbatę z cytryną i 1 łyżeczką cukru i postanowiłam, że od dziś zacznę dietę, dlatego też nie rozbiłam sobie śniadania. Zaplanowałam, że po zrobieniu zakupów zrobię sobie zupkę z proszku. W tym dniu zaplanowałam większe zakupy i do sklepu spożywczego trafiłam po 2 godzinach. Czułam się bardzo głodna, więc na widok pachnących bułek nie mogłam się im oprzeć i kupiłam cztery (zupki w proszku też, całą torbę niemal). Wydałam na to dość sporo kasy.

Przyszłam do domu i od razu zjadłam dwie bułki z kiełbasą i pomidorem. No tak powiedziałam do siebie – no i z odchudzania nici. To w takim razie zacznę od jutra może. Ale po kolejnych dwóch godzinach pomyślałam, że może jednak nic straconego i kolejne posiłki będą płynne.

Zrobiłam sobie więc na obiad zupkę w proszku, po pół godzinie od jej zjedzenia poczułam znowu głód, więc przyszykowałam sobie następną zupkę w proszku. Po kolejnej pół godzinie, kiedy znowu poczułam głód skapitulowałam. Pomyślałam, by przyrządzić sobie coś z warzyw. Zrobiłam więc leczo – tylko na wodzie, bez tłuszczu. Zjadłam dwie miski. Po godzinie poczułam się znowu głodna i ze smakiem zjadłam bułkę z wędliną. Mój brzuch zrobił się naprawdę ogromny. W zasadzie nie byłam już głodna, ale ciągle czegoś mi brakowało. Czułam ten głód w gardle. Sięgnęłam więc po czekoladę.

W końcu zaczęłam się z siebie śmiać. W tym dniu zjadłam posiłek jaki normalnie jadłabym w przeciągu 2, może 3 dni. Wiedziałam, że to moja wewnętrzna grubaska, mój wewnętrzny sabotażysta przejął nade mną kontrolę (pozwoliłam mu na to nawiasem mówiąc). Zobaczyłam wyraźniej jak silna to osobowość i że zdecydowanie muszę nad nią popracować, by pozbyć się nadwagi.

Wiedziałam też, że płynna dieta na zupkach w proszku jest nie dla mnie, gdyż po pierwsze nie są one sycące, bo drugie zawierają dużo chemii, po trzecie mają jakiś składnik, który powoduje moje większe łaknienie. Zaczęłam rozmyślać nad innym rodzajem diety i wtedy przypomniałam sobie o diecie warzywno – owocowej. Zdecydowałam, że to właśnie ją zastosuję od niedzieli. Musiałam w związku z tym po raz kolejny udać się do sklepu i zakupić odpowiednie produkty.

Podjęcie decyzji.

Decyzję o tym, że nieodwołalnie chcę pomóc sobie i swojemu ciału tzn. chcę zeszczupleć podjęłam w zeszłym tygodniu. Zaczęłam się zastanawiać jaki rodzaj diety mogę zastosować. Pomyślałam o tym, że najlepiej by było, gdym przez jakiś czas pryzmowała tylko płynne produkty. Wydawało mi się to łatwe do przeprowadzenia, zwłaszcza dlatego, że nie za bardzo lubię gotować. Postanowiłam, że dietę rozpocznę w sobotę, w dniu wolnym od pracy. W swoim wyborze kierowałam się przyznać to muszę łatwością przeprowadzenia jej, nie dbając wcale o efekt zdrowotny. Nie lubię spędzać godzin w kuchni, wolę w tym samym czasie robić coś bardziej przyjemnego dla mnie. Dlatego postanowiłam kupić sobie jakieś soki oraz zupki w proszku.

Dzień 0 - Dlaczego przytyłam?

Po raz kolejny przytyłam i po raz kolejny postanowiłam pozbyć się nadmiaru kilogramów. Tym razem zdecydowałam nieco zmodyfikować mój wcześniejszy sposób na odchudzanie (możesz o nim przeczytać w mojej książce: "Kreatywne odchudzanie, czyli jak uzyskać upragnioną sylwetkę) Od czasu napisania tej książki nauczyłam się bardzo dużo o odchudzaniu i o dietach. Poznałam nowe techniki, które teraz mam nadzieję sprawdzą się podczas tego procesu. Zaczęłam pisać ten blog, aby pomógł mi w mojej podróży do szczupłej sylwetki. Żeby mnie motywował.
waga wyjściowa: 73.40
wzrost: 164 cm

Dlaczego przytyłam? Jeżeli chodzi o czynnik fizyczny to na pewno zawiniły tu zastrzyki antykoncepcyjne. Po pół roku (czyli dwóch zastrzykach) moja waga zaczęła powoli rosnąć. Na początku nie przejmowałam się tym za bardzo. Czułam się bowiem szczupła (ważyłam wtedy 59 - 60 kg). Jednak gdy moja waga wzrosła do 65 kg i zaczęłam mieć niewielki brzuszek poczułam niepokój. Tyję w miarę równomiernie, tak, że brzuch pojawia się u mnie na końcu. Postanowiłam wtedy zrezygnować z kolacji. Moja praca wymaga dużo ruchu, więc rozwiązanie widziałam w ograniczeniu posiłku. Nie korzystałam tu z zaleceń, które podaję w mojej książce. Wydawało mi się, ze zrezygnowanie z kolacji wystarczy. Jednak myliłam się. Waga wciąż rosła.

Zdawałam sobie sprawę, że to te zastrzyki, ale nie chciałam z nich jeszcze rezygnować. Zaczęłam więc chodzić w jedną stronę do pracy piechotą (zajmowało mi to ok. 30 min). Jednak moja waga wciąż rosła! Średnio 2kg na trzy miesiące. Gdy doszła do 70 kg postanowiłam zrezygnować z zastrzyków. Było to w marcu tego roku (ostatni zastrzyk wzięłam w grudniu). I co się zdarzyło? Moja waga wciąż rosła. Może nie tak szybko jak wcześniej, ale jednak. W końcu, gdy przekroczyłam barierę 73 kilogramów poczułam, ze dość tego, zwłaszcza, że zaczęłam odczuwać znowu mój brzuch.

Zdaję sobie sprawę, że skutkiem mojego tycia nie są tylko te zastrzyki hormonalne. W moim życiu osobistym zaistniały pewne sytuacje, w wyniku których poczułam się delikatnie mówiąc nie w pełni szczęśliwa. To właśnie te korzyści z utrzymywania nadwagi , o których pisałam w mojej książce : "Kreatywne odchudzanie”) cały czas wpływają na to, że nie tylko nie mogę schudnąć, ale ciągle i systematycznie tyję.

Jaki jest mój plan? Chcę schudnąć do 60 lub 57 kg. W tym celu chcę zastosować jakiś rodzaj diety, najlepiej takiej, która przy okazji oczyści mój organizm. Chcę też zastosować parę medytacji z mojej książki oraz nową technike, którą odkryłam: Zpoint.